Rohacz Płaczliwy
Autorem artykułu jest Marcin WalczakJest coś niesamowitego w obcowaniu z majestatem największego twórcy. Każdy odgłos niosący się z tępej ciszy, niczym grzmot, przeszywa nasze myśli i ciało. Niby bardzo dobrze znany, a jakże odmienny. Bliski, a daleki. Tak niepospolicie wyrazisty i srogi. Dopadają nas drgawki, zarówno od wewnątrz jak i z zewnątrz. I znowu cisza...
Mamy dzisiaj poniedziałek, 17 października. W Zverowce, oprócz nas i personelu, nie ma już nikogo. Weekendowi turyści pojechali już do swoich domów. Słowacja już za dwa tygodnie zamknie szlaki dla wędrujących turystów w Tatrach. Już teraz można wyczuć opieszały klimat. Obudziłem się dosyć wcześnie, jest 5.30. Agnieszka, Jurek oraz Mirek, podobnie jak Ja, leniwie reagują na odgłos budzika w telefonie. Trzeba się zwlec z łóżka. Zrobić szybkie śniadanie i zapełnić herbatą opustoszałe termosy. Dziś dzielimy się na dwie grupy: Agnieszka z Jurkiem - zmierzają na przełęcz pod Osobitą, Ja z Mirkiem - posiadamy w zarysie Płaczliwy Rohacz. Pakujemy z Mirkiem małe plecaki , ubieramy się i jako pierwsi porzucamy chatkę.
Na zewnątrz dominuje mały ziąb. Jest rześko i przyjemnie, ani znaku po przenikającym wietrze sprzed dwóch dni. Ponownie mamy do przejścia 5km asfaltowego odcinka kierującego do Tatliakovej Chaty. Nieustające konwersacje zabijają monotonię. Monotonię? Ileż to można oglądać ośnieżonego Salatina i jednakowo białego Wołowca? Ile razy się można tym zachwycać? Wydawałoby się, że bez umiaru... Jednakże monotonia, może dotrzeć nawet w takie najpiękniejsze miejsca. Zdaję sobie sprawę, że wieczorem będę wzdychał za tym wszystkim. Będę pragnął wrócić, w świadomości układając nową wyprawę!
Przy Tatliakovej Chacie nakładamy raki. Mądrzejsi po wczorajszej wycieczce na Banikov, nie będziemy ryzykować poślizgnięć na szlaku na Smutną Przełęcz. Śnieg trzeszczy pod rakami, a metalowe kolce wbijają się w lód. Bezusterkowo i sprawnie przybywamy do rozwidlenia pod Rohackimi Plesami. Pojawia się więcej śniegu. Tutaj już raki będą nam tylko przeszkadzać. Zdejmujemy je i robimy krótki spoczynek.
Na trasie dominuje nieskrępowana cisza. Wiatr, który niczym huragan odbija się od skalnych grzbietów - zamilkł. Smutna Dolina jest zacieniona, trzymają się tutaj ujemne temperatury. Po prawej stronie, na skalnym zboczu, utworzył się osobliwy lodospad. Lśni on w słońcu nieposzlakowanie białym kolorem. Od czasu do czasu słychać odpadające sople, które tłuką się o skały i spadają niczym kryształy do doliny. To promienie padające od słońca dewastują to lodowe dzieło. Nie spodziewaliśmy się, że w naszej najbliższej strefie, nie będziemy mieli kontaktu wzrokowego z innymi turystami. Zjawisko bardzo rzadko spotykane w Tatrach. W Beskidzie Małym, na mniej popularnych trasach, przez prawie cały dzień można zobaczyć parę osób. Lecz w Tatrach? Nie do pomyślenia! A jednak możliwe....
Dążymy w kierunku Smutnej Przełęczy. Dzisiaj w dwuosobowym zespołem. Rośnie w tej sytuacja uznanie wyrażenia - odpowiedzialność. Zimowy, tak bardzo surowy krajobraz, jest piękny. Jednak może być zdradliwy. Sprawdzamy swoje siły. Ja czuję się znacznie lepiej aniżeli wczoraj. Za to Mirek ma dziś gorszy dzień. To wtedy, po raz pierwszy, pomyślałem co by się stało gdyby? Idziemy dalej...
Dochodzimy na Smutną Przełęcz. Pomimo wolniejszego tempa, znajdujemy się na Przełęczy o roztropnej godzinie. Jest 10.00. Na "dzień dobry" pozdrawia nas swoim potężnym grzbietem Baraniec. Nie raczę tworzyć deklaracji, jednak na Barańcu, jeszcze mnie nie było... A takie widoki są jak zachęcenie, jakiego nie można nie przyjąć! Poniżej Ziarska Dolina. Po prawej stronie znajduje się szlak w kierunku Trzech Kop, które są schowane za całkiem dużym przewyższeniem. Po lewej szlak na Płaczliwy. Spoglądam na drugą stronę przełęczy. Wszystko się topi pod działaniem dominacji promieni słonecznych. W zacienionych rejonach utworzył się lód. Warunki przypominają mi wiosnę w Tatrach.
Robimy dłuższy spoczynek, konsumujemy śniadanie i odnawiamy siły. Jest ciepło, wiatr leniwie przypomina o sobie. Rozmawiamy i chłoniemy to czego doświadczamy. Niektórzy lubią konsumować śniadanie na tarasie. My również mamy tu własny taras... Najbliższych sąsiadów z niego nie widzimy.... Bezcenne.
Ponownie szacujemy sytuację i własne moce. Co prawda pierwsze wzniesienie wygląda całkiem ciekawie, jednakże omija je nie przedstawiający przeszkód trawers. Siły po części zregenerowane. Jest decyzja... Próbujemy! Pozostawiamy ekwipunki i podążamy na Płaczliwego. Gdzie dotrzemy tam będziemy. Nic na siłę! Płaczliwy Rohacz nie zwieje.
Śnieg się topi. Najgorsze są jednakże oblodzone miejsca. Można na nich trochę zjechać. Pierwsze przewyższenie osiągnięte. Obszar się wypłaszcza. Śnieg jest tutaj bardziej mokry. Za nami odkrywa się Banikov, Przysłop jak również Hruba Kopa z Trzema Kopami. Przysłop wygląda z tego miejsca bardziej okazale od Banikova. Wspinamy się dalej. Południowo-wschodnie zbocze Płaczliwego nie jest zakryte śniegiem. Wyróżnia się na tle białych szczytów. Jesteśmy mniej więcej za połową drogi do naszego głównego celu. Tutaj musimy po raz kolejny podjąć decyzję - co dalej? Mirek rezygnuje - nie jest to jego dzień. Góra tym razem z nami wygrała. Powracamy na przełęcz.
---
2be inspired...
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
No comments:
Post a Comment