Wednesday 29 February 2012

Planujemy podróż do Hiszpanii We are planning a trip to Spain

191012 europe_728x90_bild_pl Image Banner 728 x 90

Planujemy podróż do Hiszpanii

Autorem artykułu jest Grzegorz Pękała

W tym roku postanowiłem wzdłuż i wszerz zwiedzić Hiszpanię, dlatego już teraz rozpoczynam przygotowania do wyjazdów. Sprawdźcie razem ze mną pomysły na imprezy w tym południowym kraju, sposoby na tanią podróż oraz miejsca warte zwiedzenia.
Kiedy zwiedzać?
Zimą z pewnością na południu Hiszpanii jest cieplej niż w głębi kontynentu europejskiego. Gdy my przeżywamy mrozy poniżej 20 stopni Celsjusza, na półwyspie Iberyjskim możemy cieszyć się kilkunastoma stopniami na plusie. Jeszcze lepiej jest na Wyspach Kanaryjskich, które kuszą temperaturami w okolicach 20 stopni powyżej zera. Od maja jest już praktycznie wszędzie upalnie, a sezon ciepły kończy się w październiku. Niech to Was jednak nie zmyli - południe kontynentu bywa oblegane właśnie od listopada do wiosny, bo wielu turystów chce ogrzać swe ciała na Fuertaventurze lub Lanzarote. Najdogodniejszym terminem wydaje się być termin po świętach wielkanocnych oraz we wrześniu. Wtedy Hiszpania jest mniej oblegana i zwyczajniej - tańsza.
Jak się dostać?
Najtańsze bilety lotnicze są w okresach promocji i mogą kosztować poniżej stu złotych. Możliwe jest także tanie zarezerwowanie połączenia przez port lotniczy w Europie Środkowej, na przykład z Krakowa do Bolonii i stamtąd na Kanary. Wydaje się, że lepiej jest dotrzeć bezpośrednio do miejsca w Hiszpanii samolotem niż dolatywać do Madrytu i próbować przemierzyć kraj pociągiem. Ceny przejazdów kolei dla polskiego turysty nie będą zbyt łaskawe dla kieszeni. Chociaż w ofercie już zimą występuje informacja, że linia lata do Barcelony, może okazać się, że faktycznie połączenia otwarte będą dopiero od wiosny. Warto sprawdzić to nim zaczniemy się emocjonować potencjalną podróżą.
Barcelona
Najważniejsze atrakcje
Najlepiej znam Barcelonę, bo byłem tam ponad tydzień. Doleciałem tam nocą na lotnisko Reus i po półtorej godzinie byłem w centrum stolicy regionu Katalonia. Miasto wcale nie śpi. Warto wieczorem zajrzeć na wzgórze Montjuic, gdzie rozgrywa się spektakl fontann i dźwięku. O tej porze kawiarenki i bary wprost proszą o zajęcie miejsca w swoich ogródkach. Temperatura tutaj i na całym półwyspie robi się w końcu znośna po zapadnięciu zmroku. Barcelona słynie z dwóch wież nad morzem, wspaniałych plaż (na przykład Barcelonetty) oraz wioski olimpijskiej na wspomnianym już wzgórzu. W centrum musisz przejść się ulicą La Rambla, zobaczyć place Kataloński i Hiszpański, a nieco dalej warto zobaczyć Park Guell (na zdjęciu).
W głębi kontynentu znajduje się Madryt - stolica kraju, znajdująca się wśród miast świata o najwyższej jakości życia. Jest tu wiele ciekawych instytucji gospodarczych, a kultura może zaoferować m.in. Muzeum Prado, Pałac Królewski, liczne katedry, kościoły i pałace. Centrum miasta z Puerta del Sol (Brama Słońca) gromadzi mieszkańców co sylwestra, którzy witają tutaj nowy rok. Miłośnicy sportu zechcą zapewne zwiedzić stadion Santiago Bernabéu. W Madrycie jest też arena walk byków Las Ventas, która gromadzi 23 tysiące miłośników corridy. Sporo wartościowych budynków powstało po ostatniej wojnie światowej.
Inne wartościowe turystycznie miejscowości to Walencja, Sewilla, Saragossa, Malaga, Murcja, Alicante, Valladolid, Palma de Mallorka czy Las Palmas. O nich jednak napiszemy przy kolejnej okazji.
Ciekawe wydarzenia
Na jakie imprezy w Hiszpanii warto zarezerwować czas? Popularne są między innymi Las Fallas w Walencji, czyli święto ognia, podczas którego tony materiałów palnych idą z dymem. Kulminacja festiwalu ma miejsce co roku 19 marca. W okolicy Wielkanocy warto pomyśleć o wyjeździe do Saragossy lub Valladolid, gdzie w trakcie Wielkiego Tygodnia maszerują procesje z pątnikami. Z pewnością jest to o wiele bardziej malownicze przedstawienie tradycji niż polskie marsze ze święconkami do kościoła. W cieplejszym okresie interesujące może być pojechanie na San Fermin, czyli gonitwę byków w Pampelunie oraz wizyta w Barcelonie we wrześniu na festiwalu La Merce, podczas którego przez miasto paradują wielkie kukły.
---
Grzegorz Pękała
YouGO!
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nurkowanie w Egipcie czy zawsze musi być tak samoDiving in Egypt and always must be the same

191012 europe_728x90_bild_pl Image Banner 728 x 90

Nurkowanie w Egipcie czy zawsze musi być tak samo

Autorem artykułu jest Bartosz Baginski

Egipt to raj dla nurków często przez nas niedoceniany. Jak wygląda standardowa wyprawa nurkowa w to piękne miejsce?Czy taka forma wyjazdów pozwala odkryć prawdziwe piękno podwodnego świata?
Często zastanawia mnie fenomen -  nurkowanie w Egipcie  – z całą pewnością można go nazwać darem dla wszystkich nurków mieszkających w Europie.  W odległości zaledwie 4 godzin lotu samolotem, za minimalnie niski budżet (porównując z cenami  innych wypraw nurkowych) dostajemy jedne z najpiękniejszych raf koralowych oraz niezwykle bogate życie morskie.
Wszystko to brzmi cudownie i kolorowo, tylko czasami zastanawiam się, co ze zjawiskiem znudzenia i ograniczonej możliwości powtarzania tych samych rytuałów… Ile razy można powtarzać wyjazd do hotelu, do tego samego czy podobnego kurortu? Gdzie leży granica cierpliwości okazywanej lokalnym egipskim mieszkańcom, którzy przy każdej możliwej sytuacji próbują nam coś sprzedać lub gorzej, starają się nas po prostu naciągnąć? Czy zawsze  nurkowanie w Egipcie  musi kojarzyć się z zatłoczonymi hotelami, wszechobecnym jedzeniem i piciem (bo przecież szkoda nie wykorzystać opcji All inclusive) oraz podwodnych wycieczek, mijających się na spenetrowanych rafach? Czy nie warto zastanowić się nad filozofią jaka przyświeca nurkowym wyjazdom do Egiptu?
Bo przecież nie zawsze chodzi o komfort, marmurowe posadzki i drinki pod palmami. Jest wśród nas wielu, dla których najważniejsze są nietypowy klimat, poczucie przygody, spokój i możliwość odetchnięcia od cywilizacji oraz co najważniejsze, samo nurkowanie – po które przecież wybieramy się do Egiptu.
---
Bartosz Bagiński
www.nurkowanieegipt.com.pl
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Betonowy smok Krakowa Concrete Dragon of Krakow

Betonowy smok Krakowa

Autorem artykułu jest Pauli

Tak jak Smok Wawelski pożerał krakowian, tak Nowa Huta miała swego czasu pożreć średniowieczne miasto. Niektórzy twórcy epoki socrealizmu pisali nawet, że za kilkadziesiąt lat będziemy mówić o „Krakowie pod Nową Hutą”. 
Kraków i Nowa HutaDziś już nikt tych wierszy nie pamięta, Nowa Huta zaś budzi sprzeczne emocje. A czym wabi Kraków? Zabytkami, ciekawą historią, a może… mocą czakramu?
Niektórych pewnie tak. Kraków zachwyca średniowieczną i nowożytną spuścizną, czaruje legendami i wybitnymi nazwiskami. Mieszkańcy dawnej stolicy Jagiellonów wychowani w artystycznej atmosferze i nią przesiąknięci sprawiają wrażenie jakby donikąd się nie spieszyli i zawsze mieli czas na pogawędkę przy filiżance, kuflu czy szklance dowolnego napitku w jednej z niezliczonych krakowskich knajpek.
Niektórzy turyści nie poprzestaną jednak na zatrzymaniu się w hotelu w Krakowie, spacerze staromiejskimi uliczkami czy zwiedzeniu Wawelu i skierują swe kroki w stronę Nowej Huty.
Dziedzictwo socrealizmu – przygnębia czy inspiruje?
Młodym Europejczykom z zachodniej strony żelaznej kurtyny Nowa Huta wyda się inspirująca. Socrealistyczny twór nielubiany przez mieszkańców grodu Kraka raczej ciekawi niż zachwyca, bo choć na socrealizm jest moda, styl lat pięćdziesiątych w architekturze mało komu kojarzy się pozytywnie. Warto jednak pamiętać, że przemysłowe miasto w fazie projektu miało zawierać w sobie cechy idealnego założenia. Inspirowane było zatem wytycznymi renesansowymi…
Dziś coraz mniej widocznych oznak pierwotnej idei porządku i śladów zaplanowanych rozwiązań. Miasto niszczeje. Elewacje, fasady i inne detale architektoniczne są często zmieniane lub usuwane bez konsultacji ze specjalistami i społecznością lokalną. Mimo że w 2004 r. układ urbanistyczny Nowej Huty został wpisany do rejestru zabytków Krakowa, konserwatywna opinia publiczna skłonna jest raczej ulegać stereotypom niż zwrócić uwagę na oryginalny charakter założenia. Do lokalnych przesądów należy opinia najniebezpieczniejszej dzielnicy w mieście, która ukształtowała się jeszcze w początkowej fazie budowy miasta. Wzięła się m.in. stąd, że do budowy często zatrudniani byli kryminaliści.
Ci, którym Nowa Huta nasuwa ponure refleksje na temat przeszłości Polski, skierują pewnie swe kroki na Cmentarz Rakowicki w Krakowie – jedną z najważniejszych polskich nekropolii (ostatnio pochowano na niej poetkę Wisławę Szymborską). Wznosi się tu Pomnik Ofiar Komunizmu. Autorem pomnika jest rzeźbiarz Stefan Dousa. Postument stanął na Cmentarzu Rakowickim w 55. rocznicę zbrodni katyńskiej.
A co było trendy w PRL-u?
Czas odgonić ponure myśli. Dla odmiany zwróćmy uwagę na obyczajowy aspekt życia w PRL-u. We wszystkich krajach postkomunistycznych żywa jest tęsknota do owych czasów. Jednym z jej symptomów jest przywoływanie barwnych elementów wystroju „najweselszego baraku”. Za taki może zostać uznany, co prawda zaimportowany z baraku sąsiedniego, ale niewątpliwie z sukcesem oswojony… trabant. Już od 2003 r. w październiku odbywa się w Krakowie zlot miłośników tych pojazdów – TrabiEXPO. Kolorowa parada sputników na kółkach przyciąga rzesze przypadkowych gapiów. Trudno jednoznacznie ocenić, czy odrestaurowane i „podrasowane” auta bardziej uwodzą miłośników motoryzacji, czy fanów PRL-owskich gadżetów.
Muzeum PRL-u pod gołym niebem
Od dłuższego czasu mówi się o planach otwarcia muzeum PRL-u w Nowej Hucie. Tymczasem do władz miasta napływają wnioski o wyeliminowanie z przestrzeni publicznej nazw ulic i instytucji związanych z komunistyczną rzeczywistością. To akurat nie jest tylko i wyłącznie specyfiką Krakowa.
Warto w toku gorejących dyskusji ugryźć dla siebie kawałek wiedzy o nie tak odległej w końcu historii. Istnieje tendencja, by okres od II wojny światowej do 1989 roku zamknąć w muzeach. Zarejestrowanie na żywo wciąż istniejących pozostałości socrealistycznej scenerii – takich jak Nowa Huta, którą właściwie można traktować jak muzeum pod gołym niebem – jest niewątpliwie cennym dopełnieniem wiedzy o PRL-u. Weekend w Krakowie może być świetną po temu okazją.
---
Pauli
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Monday 27 February 2012

Jak zadbać o bezpieczną podróż How to ensure a safe trip

Jak zadbać o bezpieczną podróż

Autorem artykułu jest Jarus

Każdego roku setki tysięcy rodziców małych dzieci staje przed tym samym problemem: czy powinni wyjeżdżać na wakacje, czy też może lepiej zostać w domu i nie ryzykować, że coś stanie się ich maluchowi? Jednak jeśli zachowamy podstawowe środki ostrożności, możemy wyjechać na odpoczynek bez obaw i tym samym sprawić naszemu dziecku frajdę.
        Najniebezpieczniejszą i zarazem najmniej komfortową częścią wyjazdu dla dziecka jest sama podróż. Czasem wybierając się na wakacje z dziećmi musimy przecież pokonać spory dystans. Nasz maluch w tym czasie może się nudzić, bo na ogół niewiele dzieci jest tak cierpliwych. Może mu też stać się krzywda, jeśli nie dopilnujemy wszystkiego tak jak należy.
      Zależnie od środka lokomocji należy zatem przedsięwziąć konkretne środki ostrożności. Z jednej strony wydaje się, że podróż samochodem jest najbardziej komfortowa. Koniecznie trzeba jednak pamiętać o doborze odpowiedniego do wieku dziecka fotelika. Można mu zapewnić sporo miejsca i co chyba najważniejsze, w razie potrzeby w każdej chwili zatrzymać się. Przecież jeśli ktoś mieszka na południu Polski, a ma zamiar spędzić wczasy z dzieckiem nad morzem, to jazda może trwać nawet kilkanaście godzin. Na szczęście możemy umilić naszemu maluchowi ten czas puszczając mu różne piosenki albo filmy na DVD (w zależności od standardu samochodu).
         Trzeba też pamiętać o odpowiednim ubraniu dla dziecka, bo podczas dłuższej jazdy może się nadmiernie spocić, a wtedy nieszczęście gotowe. Jednocześnie warto zadbać, aby zabrać ze sobą wystarczającą ilość wody czy innych napoi, żeby zapobiec przegrzaniu organizmu. Tak naprawdę powinniśmy być przygotowani na każdy wariant, jako że nigdy do końca nie wiemy, co czeka nas na wakacjach. Kierując się prognozami założymy, że pogoda na czerwiec będzie wspaniała i zabierzemy tylko letnie ubrania, a tymczasem zacznie lać deszcz i nasze dziecko przeziębi się.
         Osobną kwestią jest podróż samolotem. Na ogół dzieci bardzo jej nie lubią, ale gdy wyjeżdża się gdzieś dalej, trudno tego uniknąć. Możemy jednak zabrać ze sobą jakieś zabawki, aby zająć czymś dziecko podczas lotu i dać mu np. gumę do żucia. Sprawi ona, że maluch mniej będzie odczuwał zmiany ciśnienia. Koniecznie trzeba też uważać na zatłoczonych lotniskach, żeby nasza pociecha gdzieś się nie zgubiła.
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl >

Slana Voda - Babia Góra Slana Voda - Babia Gora

191012 europe_728x90_bild_pl Image Banner 728 x 90

Slana Voda - Babia Góra

Autorem artykułu jest Marcin Walczak

Babia Góra (1725m), sama nazwa już sugeruje, że występuje tu dosyć interesujące powiązanie: kobiety i góry. Porównanie kobiety do Babiej Góry albo Babiej Góry do kobiety obejmuje wiele zadziwiających wniosków. 
Ewidentnie byle jakiej góry bym do kobiety nie odważył się porównywać (byle jakiej kobiety do Babiej Góry także). Lecz Babią Górę, hmm ... Babią Górę... no coś w tym jest.... Wojciech Mann bez wątpliwości by to skwitował - to się facet porwałeś!. Rozważania te będą prologiem do aseksualnej relacji z wycieczki na Babia Górę od strony słowackiej. Czyli żółtym szlakiem ze Slanej Vody.
Jak chłopak poznaje dziewczynę albo mężczyzna kobietę, to często myśli, że pojawiła się największa namiętność w jego życiu. Oczywiście od razu staje się ona dla niego najpiękniejsza kobietą globu. Co jednakże gdy rzeczywiście jest najpiękniejsza na naszym globie? Ba, niech będzie nawet w setce najpiękniejszych niewiast globu? A jej uroda będzie zjawiskiem międzyplanetarnym! To ma on niestety duży kłopot! I pozwolę sobie zacytować Jerzego Pilcha: Zobaczyłem ją i popełniłem błąd frajerski - zamiast poprzestać na podziwie - postanowiłem ją zdobyć.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Babią Górę, również nie poprzestałem na podziwianiu. Moja pierwotna próba jej zdobycia skończyła się klęską. Jesienna nawałnica niczym podejrzliwy adorator, brutalnie ukazała, że Babia Góra dziś nie jest dla mnie dostępna. Taki kobiecy kaprys.

Jednakże to czego nie uda nam się osiągnąć - kusi coraz wybitniej. Jak cichy nocny szmer hipnotyzuje umysł i ciało. Panuje nad nami jak narkotyk. Aż w wreszcie wracasz do Niej. Zdobywasz ją z jednej i z drugiej strony. Za dnia i w nocy. O poranku i o zmierzchu. Zimą i latem. Tylko skoro ona taka najpiękniejsza to musi mieć wielu wielbicieli. Ty z niej schodzisz, ktoś na nią wchodzi... Wtedy zdajesz sobie sprawę, że twój związek z Najpiękniejszą Górą Świata nie jest tylko twoim z nią związkiem. Bo amantów to ona ma wielu. A ile wielbicielek, ło matko.... Czym trudniej jest dostępna, tym mniej odważy się ją zdobywać. Z drugiej strony, jeżeli Górka nie jest atrakcyjna, to mało kto ją chce zdobywać.
Przełęcz Glinna - dawne przejście graniczne
Przełęcz Glinne - dawne przejście graniczne
 Czasy gdy na granicy spędzaliśmy większą część naszej wycieczki minęły. Przynajmniej na Przełęczy Glinne. Nie określa to jednakże, że nie można spędzić tu troszkę czasu. Czekając na Piotra, postanawiam sprawić mały spacer. Poranny koncert na niebie jest dobrą sposobnością żeby wyjąć aparat z plecaka. Nie kontrolowałem rano temperatury, jednakże mój nos mówi mi, że jest diabelsko zimno. Dzień budzi się do życia, a Piotr jest w Żywcu.

Nagle coś mi śmigło na krakowskich blachach. Piotr nie spostrzegł mojego auta, gdyż ładnie schroniło się za zaspami. Przejechał na teren Słowacji :) Szybki telefon i spotykamy się już po słowackiej stronie. Jedziemy już wspólnie w stronę Slanej Vody.
Babia Góra ze Slanej Vody
Babia Góra ze Slanej Vody

Startujemy ze Slanej Vody. Jest tu schronisko, o jakim mogę napisać tylko tyle, że mają nader dobry kapuśniak, leją piwo i nocleg w granicach 9-10 euro. Więcej pisać o nim nie ma sensu. Po prostu nie ma się czym poruszać. Więcej wrażeń pozostanie dla naszego szlaku prowadzącego na Najpiękniejszą Górą Świata - Babią Górę. Szlak żółty, jakim podążamy to z początku, jak to Piotr nazwał - ul. Marszałkowska. Rewelacyjnie odśnieżona aleja, z miłymi dla oka zaspami po boku. Podążamy Aleją Hviezdoslava (utworzona w roku 1974, zajmuje obręb 9,3 ha)- czyli objętą ochroną świerkowa aleją. Nazwę wywodzi się od nazwiska słowackiego poety, tworzącego swoje utwory pod Babią Górą. Ciągnie się ona aż do dużej polany z którą łączy się jezdnia ze Slanej Vody, złączenie z niebieskim szlakiem (Paseky 868m).

Cały czas idąc odśnieżoną trasą dochodzimy do muzeum Hviezdoslava. Podobno znajdują się tutaj wiele przedmiotów należących do dwóch słowackich poetów: Jednakże my mamy klarowny cel - Babia Góra. Wizytowanie i tak z pewnością zamkniętego muzeum odbiłoby się na czasie naszej wyprawy.

Po chwili zauważamy dość solidną maszynę, która była dostępna za powstanie Marszałkowskiej. Potężne koła, a na nich łańcuchy gwarantowały komfort pracy w takich warunkach. Rzucę tutaj przypuszczenie, że Marszałkowska prowadzi być może do samej granicy z Polską. Co ciekawe, nie tak wiele brakowała, a byśmy to sprawdzili na własnej skórze :)

Za zabudowaniami, ślad odbija w lewo. Dla nas oznacza to w tym momencie koniec odśnieżonej drogi. Szlak natomiast jest przechodzony przez słowackich skitourowców a także jednego piechura. Nie przekształca to faktu, że i tak się zapadamy nader głęboko w śnieg. Jednakże nie trwa to długo, gdyż po 10 minutach znowu powracamy na naszą Marszałkowską. Zadowoleni z lepszej nawierzchni zostawiamy za sobą tabliczkę ( nader mocno już zasypaną) wiodącą na Babią Hore. Nie wiem jak długo szliśmy dalej odśnieżona trasą, jednakże w pewnym momencie zrobiło się to nazbyt niepokojące. Żółty ślad po prostu znikł, czasem zimą robione są zamienne wersje szlaków. Ale tym razem coś nam tu nie pasowało - zwłaszcza kierunek naszej wędrówki. Konfrontacja z mapą i decydujemy się powrócić do miejsca, w jakim wkroczyliśmy ponownie na odśnieżona jezdnię.

Zaspy i widok w stronę doliny
Zaspy i widok w stronę doliny 

Tym razem zauważamy tabliczkę wiodącą na Babią Horę. I według oczekiwań wędrujemy bardzo źle przetartą dróżką. Najpierw nader łagodnie, bez większych przewyższeń podążamy wzdłuż potoku Bystrej. Teraz patrząc na mapę widzę, że w niedalekiej odległości od naszego szlaku znajduje się wodospad na Bystrej. Ale w tych warunkach nie słyszeliśmy jego odgłosów. Nie mam nawet wyobrażenia jak duży on może być. Dochodzimy do miejsca, w jakim musimy przejść jeden z napływów Bystrej. Jest tu nawet duży most, bardzo zjawiskowo oblepiony śniegiem. Po drugiej stronie potoku decydujemy zrobić odpoczynek.

Dalsza część szlaku przynosi już coraz większe podejścia. Mijają nas skitourowcy, którzy nie zapadają się w śniegu tylko idą rytmicznym krokiem na grzbiet. Daje do myślenia. Tym wybitniej, że następnie można sobie zjechać w dół. Twierdzenie jednego ze Słowaków - Na dole Arktyka a na górze Tropiki - jest jak najmocniej odpowiednie. Dzisiaj mamy sporą inwersję. Na dole było ok. kilkanaście stopni mrozu, a w tym momencie decyduję się na ściągnięcie kurtki. Nie mam wyobrażenia jaka temperatura jest w tym rejonie. W sumie nie wiele mnie to interesuje, jest po prostu gorącą. Ściągam także czapkę, bo udało nam się trafić na bezwietrzną pogodę. Od razu przyjemniej!
Z prawej strony wystaje Chocz, reszty nie rozpoznaję :)
Z prawej strony wystaje Chocz, reszty nie rozpoznaję :) 


Dochodzimy do polany, widoki są piorunujące. Na język cisną się mnogie słowazachwytu. Trzeba uhonorować, że widokowo szlak ten jest sporo bardziej interesujący aniżeli nasze rodzime szlaki. Kolosalna panorama nie ma sobie równych. Kolejny odpoczynek....

Powoli zaczynamy wychodzić z pasma lasu. Jest ich coraz mniej, jednakże każde uroczo zmrożone. Dosyć mocne słońce powoduje, że co jakiś czas słyszymy spadający z gałęzie śnieg. Ciężar jaki wytrzymują te gałęzie robi wrażenie. Łatwo rozpoznać, z której strony świeci słońce, gdyż większość drzew z południowej strony przedstawiało swój ciemnozielony kolor, a z północnej przykryte były zlodowaciałym śniegiem.
Nie tylko my podążamy na szczyt
Nie tylko my podążamy na szczyt 


Jak dla mnie robi się coraz cieplej. Wzniesienie zrobiło się dosyć dotkliwe, a zapadające się nogi zaczęły dawać zapowiedzi zmęczenia. Piotr wyraźnie lepiej się trzyma i zachowuje lepsze tempo. Znajdujemy się coraz bliżej fundamentalnej grani. Przedeptana część szlaku prowadzi nas na grań w okolicach Zimnej Przełęczy. Żółty szlak normalnie trawersuje szczyt i dochodzi do Babiej Góry od strony południowej. My doszliśmy na kluczowy grzbiet od kierunku Przełęczy Brony, mniej więcej na wysokości Zimnej Przełęczy.

Bardzo intensywnie wiejące wiatry i duży mróz spowodowały, że nieliczne choinki obrały wspaniałe kształty. Wyglądem przypominające wędrowców idących na grzbiet. Wspaniały widok!

Podstawowa grań jest bardzo dobrze przetarta, pojawia się coraz więcej wędrowców schodzących ze szczytu albo podejmujących próbę jego uzyskania. Nie jesteśmy już sami, można nawet zakomunikować, że jest tłok. A Najpiękniejsza Góra Świata patrzała na nas z góry. Widząc moje siódme poty podczas zdobywania jednego z przedwierchołków. Była jakaś leniwa. Może zmęczona? Na pewno jednak w dobrym humorze. Było nadal bezwietrznie, może delikatne powiewy czasem dało się odczuć. Słońce cały czas nas ogrzewało. Zdobywamy po raz następny szczyt Babiej Góry. Kolejny raz dane jest nam oglądanie niezrównanej panoramy Tatr z Babiej Góry. Pamiątkowe zdjęcia, konwersacje z poznanymi turystami. Jeden z nich mówi, że był już na Babiej Górze ze 150 razy. Hmmm.... Osobiście, może naciągnąłbym do 10% tego rezultatu. Ale czy to ma znaczenie? My pokonaliśmy Babią Górę pierwszy raz od słowackiej strony. A dziś mało kto posiadał gratkę tego dokonać!

Wracaliśmy tą samą drogą. Pierwotnie w planach był powrót przez Małą Babią Górę. Jednakże nie wiedzieliśmy czy szlak ten jest przetarty. Świadomość przedzierania się przez śnieg po pas po dziewiczym dla nas terenie skłonił nas do powrotu po naszych śladach. Co oczywiście nie symbolizowało wcale, że nie będziemy się zapadać. Szczęśliwie dochodzimy do obiektu schroniska w Slanej Vodzie. Zamawiamy gorący posiłek. Piotr smażony ser i kofolę. Ja wcinam kapuśniak. Robi się już ciemno. Czas wracać do domu.

Dla mnie było to kolej nowo nabyte doświadczenie powiązane z Babią Górą - podejście od Słowackiej strony. Muszę przyznać, że nie byłem zawiedziony!

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl