Slana Voda - Babia Góra
Autorem artykułu jest Marcin Walczak
Babia Góra (1725m), sama nazwa już sugeruje, że występuje tu dosyć interesujące powiązanie: kobiety i góry. Porównanie kobiety do Babiej Góry albo Babiej Góry do kobiety obejmuje wiele zadziwiających wniosków.
Ewidentnie byle jakiej góry bym do kobiety nie odważył się porównywać (byle jakiej kobiety do Babiej Góry także). Lecz Babią Górę, hmm ... Babią Górę... no coś w tym jest.... Wojciech Mann bez wątpliwości by to skwitował - to się facet porwałeś!. Rozważania te będą prologiem do aseksualnej relacji z wycieczki na Babia Górę od strony słowackiej. Czyli żółtym szlakiem ze Slanej Vody.
Jak chłopak poznaje dziewczynę albo mężczyzna kobietę, to często myśli, że pojawiła się największa namiętność w jego życiu. Oczywiście od razu staje się ona dla niego najpiękniejsza kobietą globu. Co jednakże gdy rzeczywiście jest najpiękniejsza na naszym globie? Ba, niech będzie nawet w setce najpiękniejszych niewiast globu? A jej uroda będzie zjawiskiem międzyplanetarnym! To ma on niestety duży kłopot! I pozwolę sobie zacytować Jerzego Pilcha: Zobaczyłem ją i popełniłem błąd frajerski - zamiast poprzestać na podziwie - postanowiłem ją zdobyć.
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Babią Górę, również nie poprzestałem na podziwianiu. Moja pierwotna próba jej zdobycia skończyła się klęską. Jesienna nawałnica niczym podejrzliwy adorator, brutalnie ukazała, że Babia Góra dziś nie jest dla mnie dostępna. Taki kobiecy kaprys.
Jednakże to czego nie uda nam się osiągnąć - kusi coraz wybitniej. Jak cichy nocny szmer hipnotyzuje umysł i ciało. Panuje nad nami jak narkotyk. Aż w wreszcie wracasz do Niej. Zdobywasz ją z jednej i z drugiej strony. Za dnia i w nocy. O poranku i o zmierzchu. Zimą i latem. Tylko skoro ona taka najpiękniejsza to musi mieć wielu wielbicieli. Ty z niej schodzisz, ktoś na nią wchodzi... Wtedy zdajesz sobie sprawę, że twój związek z Najpiękniejszą Górą Świata nie jest tylko twoim z nią związkiem. Bo amantów to ona ma wielu. A ile wielbicielek, ło matko.... Czym trudniej jest dostępna, tym mniej odważy się ją zdobywać. Z drugiej strony, jeżeli Górka nie jest atrakcyjna, to mało kto ją chce zdobywać.
Przełęcz Glinne - dawne przejście graniczne
Czasy gdy na granicy spędzaliśmy większą część naszej wycieczki minęły. Przynajmniej na Przełęczy Glinne. Nie określa to jednakże, że nie można spędzić tu troszkę czasu. Czekając na Piotra, postanawiam sprawić mały spacer. Poranny koncert na niebie jest dobrą sposobnością żeby wyjąć aparat z plecaka. Nie kontrolowałem rano temperatury, jednakże mój nos mówi mi, że jest diabelsko zimno. Dzień budzi się do życia, a Piotr jest w Żywcu.
Nagle coś mi śmigło na krakowskich blachach. Piotr nie spostrzegł mojego auta, gdyż ładnie schroniło się za zaspami. Przejechał na teren Słowacji :) Szybki telefon i spotykamy się już po słowackiej stronie. Jedziemy już wspólnie w stronę Slanej Vody.
Babia Góra ze Slanej Vody
Startujemy ze Slanej Vody. Jest tu schronisko, o jakim mogę napisać tylko tyle, że mają nader dobry kapuśniak, leją piwo i nocleg w granicach 9-10 euro. Więcej pisać o nim nie ma sensu. Po prostu nie ma się czym poruszać. Więcej wrażeń pozostanie dla naszego szlaku prowadzącego na Najpiękniejszą Górą Świata - Babią Górę. Szlak żółty, jakim podążamy to z początku, jak to Piotr nazwał - ul. Marszałkowska. Rewelacyjnie odśnieżona aleja, z miłymi dla oka zaspami po boku. Podążamy Aleją Hviezdoslava (utworzona w roku 1974, zajmuje obręb 9,3 ha)- czyli objętą ochroną świerkowa aleją. Nazwę wywodzi się od nazwiska słowackiego poety, tworzącego swoje utwory pod Babią Górą. Ciągnie się ona aż do dużej polany z którą łączy się jezdnia ze Slanej Vody, złączenie z niebieskim szlakiem (Paseky 868m).
Cały czas idąc odśnieżoną trasą dochodzimy do muzeum Hviezdoslava. Podobno znajdują się tutaj wiele przedmiotów należących do dwóch słowackich poetów: Jednakże my mamy klarowny cel - Babia Góra. Wizytowanie i tak z pewnością zamkniętego muzeum odbiłoby się na czasie naszej wyprawy.
Po chwili zauważamy dość solidną maszynę, która była dostępna za powstanie Marszałkowskiej. Potężne koła, a na nich łańcuchy gwarantowały komfort pracy w takich warunkach. Rzucę tutaj przypuszczenie, że Marszałkowska prowadzi być może do samej granicy z Polską. Co ciekawe, nie tak wiele brakowała, a byśmy to sprawdzili na własnej skórze :)
Za zabudowaniami, ślad odbija w lewo. Dla nas oznacza to w tym momencie koniec odśnieżonej drogi. Szlak natomiast jest przechodzony przez słowackich skitourowców a także jednego piechura. Nie przekształca to faktu, że i tak się zapadamy nader głęboko w śnieg. Jednakże nie trwa to długo, gdyż po 10 minutach znowu powracamy na naszą Marszałkowską. Zadowoleni z lepszej nawierzchni zostawiamy za sobą tabliczkę ( nader mocno już zasypaną) wiodącą na Babią Hore. Nie wiem jak długo szliśmy dalej odśnieżona trasą, jednakże w pewnym momencie zrobiło się to nazbyt niepokojące. Żółty ślad po prostu znikł, czasem zimą robione są zamienne wersje szlaków. Ale tym razem coś nam tu nie pasowało - zwłaszcza kierunek naszej wędrówki. Konfrontacja z mapą i decydujemy się powrócić do miejsca, w jakim wkroczyliśmy ponownie na odśnieżona jezdnię.
Zaspy i widok w stronę doliny
Tym razem zauważamy tabliczkę wiodącą na Babią Horę. I według oczekiwań wędrujemy bardzo źle przetartą dróżką. Najpierw nader łagodnie, bez większych przewyższeń podążamy wzdłuż potoku Bystrej. Teraz patrząc na mapę widzę, że w niedalekiej odległości od naszego szlaku znajduje się wodospad na Bystrej. Ale w tych warunkach nie słyszeliśmy jego odgłosów. Nie mam nawet wyobrażenia jak duży on może być. Dochodzimy do miejsca, w jakim musimy przejść jeden z napływów Bystrej. Jest tu nawet duży most, bardzo zjawiskowo oblepiony śniegiem. Po drugiej stronie potoku decydujemy zrobić odpoczynek.
Dalsza część szlaku przynosi już coraz większe podejścia. Mijają nas skitourowcy, którzy nie zapadają się w śniegu tylko idą rytmicznym krokiem na grzbiet. Daje do myślenia. Tym wybitniej, że następnie można sobie zjechać w dół. Twierdzenie jednego ze Słowaków - Na dole Arktyka a na górze Tropiki - jest jak najmocniej odpowiednie. Dzisiaj mamy sporą inwersję. Na dole było ok. kilkanaście stopni mrozu, a w tym momencie decyduję się na ściągnięcie kurtki. Nie mam wyobrażenia jaka temperatura jest w tym rejonie. W sumie nie wiele mnie to interesuje, jest po prostu gorącą. Ściągam także czapkę, bo udało nam się trafić na bezwietrzną pogodę. Od razu przyjemniej!
Z prawej strony wystaje Chocz, reszty nie rozpoznaję :)
Dochodzimy do polany, widoki są piorunujące. Na język cisną się mnogie słowazachwytu. Trzeba uhonorować, że widokowo szlak ten jest sporo bardziej interesujący aniżeli nasze rodzime szlaki. Kolosalna panorama nie ma sobie równych. Kolejny odpoczynek....
Powoli zaczynamy wychodzić z pasma lasu. Jest ich coraz mniej, jednakże każde uroczo zmrożone. Dosyć mocne słońce powoduje, że co jakiś czas słyszymy spadający z gałęzie śnieg. Ciężar jaki wytrzymują te gałęzie robi wrażenie. Łatwo rozpoznać, z której strony świeci słońce, gdyż większość drzew z południowej strony przedstawiało swój ciemnozielony kolor, a z północnej przykryte były zlodowaciałym śniegiem.
Nie tylko my podążamy na szczyt
Jak dla mnie robi się coraz cieplej. Wzniesienie zrobiło się dosyć dotkliwe, a zapadające się nogi zaczęły dawać zapowiedzi zmęczenia. Piotr wyraźnie lepiej się trzyma i zachowuje lepsze tempo. Znajdujemy się coraz bliżej fundamentalnej grani. Przedeptana część szlaku prowadzi nas na grań w okolicach Zimnej Przełęczy. Żółty szlak normalnie trawersuje szczyt i dochodzi do Babiej Góry od strony południowej. My doszliśmy na kluczowy grzbiet od kierunku Przełęczy Brony, mniej więcej na wysokości Zimnej Przełęczy.
Bardzo intensywnie wiejące wiatry i duży mróz spowodowały, że nieliczne choinki obrały wspaniałe kształty. Wyglądem przypominające wędrowców idących na grzbiet. Wspaniały widok!
Podstawowa grań jest bardzo dobrze przetarta, pojawia się coraz więcej wędrowców schodzących ze szczytu albo podejmujących próbę jego uzyskania. Nie jesteśmy już sami, można nawet zakomunikować, że jest tłok. A Najpiękniejsza Góra Świata patrzała na nas z góry. Widząc moje siódme poty podczas zdobywania jednego z przedwierchołków. Była jakaś leniwa. Może zmęczona? Na pewno jednak w dobrym humorze. Było nadal bezwietrznie, może delikatne powiewy czasem dało się odczuć. Słońce cały czas nas ogrzewało. Zdobywamy po raz następny szczyt Babiej Góry. Kolejny raz dane jest nam oglądanie niezrównanej panoramy Tatr z Babiej Góry. Pamiątkowe zdjęcia, konwersacje z poznanymi turystami. Jeden z nich mówi, że był już na Babiej Górze ze 150 razy. Hmmm.... Osobiście, może naciągnąłbym do 10% tego rezultatu. Ale czy to ma znaczenie? My pokonaliśmy Babią Górę pierwszy raz od słowackiej strony. A dziś mało kto posiadał gratkę tego dokonać!
Wracaliśmy tą samą drogą. Pierwotnie w planach był powrót przez Małą Babią Górę. Jednakże nie wiedzieliśmy czy szlak ten jest przetarty. Świadomość przedzierania się przez śnieg po pas po dziewiczym dla nas terenie skłonił nas do powrotu po naszych śladach. Co oczywiście nie symbolizowało wcale, że nie będziemy się zapadać. Szczęśliwie dochodzimy do obiektu schroniska w Slanej Vodzie. Zamawiamy gorący posiłek. Piotr smażony ser i kofolę. Ja wcinam kapuśniak. Robi się już ciemno. Czas wracać do domu.
Dla mnie było to kolej nowo nabyte doświadczenie powiązane z Babią Górą - podejście od Słowackiej strony. Muszę przyznać, że nie byłem zawiedziony!
---
Artykuł pochodzi z serwisu
www.Artelis.pl